środa, 1 października 2008

Złota polska jesień...

No i nadeszła - przez niektórych szumnie nazywana Złotą Polską Jesienią, przeze mnie listopadową szarugą - jesień. Nadeszła w wielkim stylu, od początku kalendarzowej jesieni nie udało mi się zaliczyć ani jednego naprawdę ładnego dnia. 

Owszem, zgadzam się, że kiedyś mogło istnieć takie zjawisko jak ciepła jesień, ale obecnie ten zlepek słów to podręcznikowy przykład oksymoronu. Obecnie już we wrześniu zaczyna się listopad, który trwa aż do grudnia w najlepszym wypadku. A taka pogoda wpływa na mój nastrój bardzo negatywnie, ergo i notki na blogu nie są zbyt wesołe. 

Dziwię się ludziom, którzy mówią, że ich ulubiona pora roku to jesień. Zazwyczaj pytam się wtedy, czy lubią jak pada, jest szaro i ponuro. Nigdy nie spotkałem osoby, która powiedziałaby, że lubi taką jesień. Wszyscy zgodnie twierdzą, że lubią ciepłą jesień, słoneczko, złote liście... Bullshit, powiadam wam. Tak jak co do liści się zgodzę - są piękne, tak w reszcie czynników nie ma wcale jesieni. To są po prostu ostatnie, jesienne już podrygi lata. Ciepłe słoneczko, ładna pogoda - to wciąż lato, choć kalendarzowo zahaczające o jesień. Jesień sama w sobie polega na deszczu, wszechobecnej szarości, podgniłych liściach zalegajacych na chodnikach i wstawaniu rano jak jest jeszcze bardzo ciemno. A tego tygryski nie lubią, a tym bardziej nie najbardziej. 

Niemniej jednak liczę, że uda mi się jeszcze załapać tej jesieni parę letnich dni, bo im szybciej zaczyna się listopadowa pogoda, tym we większą depresję wpadam. Pozdrawiam i słońca życzę! 

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

ja też wpadam w jesienną depresję.
jesień sucks!

Anonimowy pisze...

Jesień, nawet ta ponura i deszczowa, ma swój urok. Zacznijmy od tego, że każda pora roku ma swój urok i każda jest potrzebna, żeby zachować duchową harmonię. Jesienią mamy więcej czasu na przemyślenia, bo w końcu "melancholia sprzyja refleksjom". Poza tym, kiedy w końcu pojawi się słońce, choćby na chwilę, sprawia o wiele więcej radości...

Osobiście uważam jesień za swoją ulubioną porę roku. Chociaż... trudno mi to stwierdzić, bo prawdę mówiąc każdą porę mogę uznać za swoją ulubioną... :)

Ramzel pisze...

"we wrześniu zaczyna się listopad" - bardzo mi się podoba to stwierdzenie. :)

PS. Ja chyba jestem jakiś dziwny, ale lubię deszcz. Może nie do tego stopnia, żeby ciągle wyczekiwać na niego z utęsknieniem, ale też nie marudzę gdy pada.

Paweł Wajlonis pisze...

Ja lubię deszcz, kiedy siedzę w domu, z ciepłą herbatką i wsłuchuję się w krople uderzające o szybę. Tylko wtedy, a takich chwil mi, niestety, brakuje.

Misa pisze...

Czyli poziom uwielbienia danej pory roku zależy w dużym stopniu od tego, w jaki sposób spędzamy ten czas i czy w ogóle jakimś wolnym dysponujemy. Jak dla mnie każdy okres ma w sobie to "coś", co dla niektórych jest bardzo ważne, a dla reszty świata prawie niezauważalne. Ja akurat cenię tą porę roku, za to, że widok spadających liści, zaa okna na lekcji fizyki, wprowadza mnie w genialnie błogi stan... Też na to zwróciliście uwagę? ^^

Paweł Wajlonis pisze...

Ja nie zauważyłem, bo nasz pan fizyk nie daje się nam nudzić, oj nie... :D

Misa pisze...

No i to się nazywa: Problem Natury Technicznej xD

Anonimowy pisze...

ja jakoś nie kojarzę jesiennych o ponurych dni tej jesieni. wszystkie jak narazie (puk puk!)były piękne, kolorowe i w miarę ciepłe;)) a mamy już, hej!, październik.